Krakurat?

Znacie to uczucie, kiedy rozmawiacie z kimś przez internet i w żadnym stopniu nie potraficie wyłapać tej ironii w wypowiedzi waszego rozmówcy? Jeśli odpowiedzieliście sobie w myślach tak, czytajcie dalej. Jeśli odpowiedzieliście nie, też czytajcie dalej, ponieważ to, co znajduje się pod spodem, w żaden sposób nie odnosi się do rozumienia ironii w rozmowach prowadzonych za pomocą różnych portali czy komunikatorów internetowych.
Musicie uwierzyć mi na słowo, że naprawdę nienawidzę wyjaśniać żartów. Jednocześnie denerwuje mnie, kiedy ludzie nie śmieją się z opowiedzianego dowcipu. Zawsze wtedy zastanawiam się, czy też żart był głupi i nie śmieszny, czy zbyt inteligentny, aby zrozumieli go pospolici ludzie… Stawiam na to pierwsze, bo mój poziom inteligencji w żadnym stopniu nie odbiega od poziomu inteligencji osób, którym opowiadam dowcip. Zazwyczaj. Tak czy owak, kiedy decyduję się go wytłumaczyć, zazwyczaj i tak nikt się nie śmieje. To wszystko traci swoją magię. To tak, jak zdradzenie komuś całej fabuły filmu czy książki, wyjaśniając ukryte w nich metafory. Odbieracie magię, która tkwi w rozumieniu rzeczy na swój własny, odrębny sposób. Może to złe, że porównuję dowcip do tak ambitnych form kultury jakimi są książki czy filmy, ale zasada jest ta sama. Żart nie śmieszy, książka nie cieszy, jaki w tym sens?
Otóż jest, chyba nawet większy, niż mogłoby się wydawać. A przynajmniej jeśli spojrzymy na naszego bloga, który jest idealnym przykładem tego, że nie wszystko można zrozumieć, jeśli nie ma się odpowiednich źródeł wiedzy. Być może nasz blog także można zinterpretować na swój własny sposób. W sumie, czemu nie, szerokie pole do popisu, wiele możliwości, wszystko jest dla ludzi. Niemniej jednak są rzeczy, które warto wyjaśnić, nawet jeśli stracą swój początkowy urok. Bo, kto wie, może wtedy nabiorą jeszcze większego uroku? A może dzięki nim odkryjecie coś, co zmieni wasze życie na zawsze?
Powinnam chyba przejść do sedna sprawy, bo jak na razie plotę jakieś głupoty udając, że to wszystko ma sens a ja jestem na tyle mądra, aby napisać coś porządnego. Na koniec początku powiem jeszcze, iż nie musicie tego czytać. Jeśli uważacie, że rozumiecie to, co powinno być zrozumiałe, albo nie rozumiecie ale długość tego tekstu was przeraża, proszę bardzo.
A  teraz zaczynajmy!
Znacie tego pana?

A może znacie tego pana?
Nie? No cóż, tak naprawdę zaczęło się właśnie od nich.
Zacznijmy jednak od początku.

Co było najpierw? Jajko czy kura? A może – (nie)blog czy kruk?
Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia. Było to tak dawno temu, że szczerze mówiąc nie pamiętam, czemu właśnie te dwie rzeczy stały się naszym… logiem? Nazwą? Jak zwał tak zwał. Zdradzę wam jednak pewien sekret – przed (nie)blogiem i krukiem było coś jeszcze, czego wolałabym nie wspominać i mam wrażenie, że Ewelina poprze mnie w tej decyzji. Pytanie trudne, natury iście filozoficznej, ale odpowiedzi nie znam. Można się dwoić i troić, żeby ją znaleźć, w końcu opcje są tylko dwie, ale chyba żadna z nich nie byłaby do końca poprawna. Ponieważ najpierw byłyśmy my, ale o tym później.

Kruki przecież nie gadają.
Jesteście tego pewni? Najwyraźniej na trzecie pytanie odpowiedzieliście nie, co oznacza, że postać Edgara Allana Poego jest wam zupełnie, zupełnie nieznana. Chciałabym wyjść na fajną i napisać „Kruk jest, bo kruki są fajne. Kruk jest, był i będzie zawsze, ponieważ czemu nie?”. Byłoby to podejście, które czasem jest, a czasem go nie ma, jak w tym wypadku. Co nie wyklucza faktu, iż kruki naprawdę są fajne. Prawda? PRAWDA?
Zaczęło się głupio, bo nie od Poego a od książki, która na postaci tego znakomitego amerykańskiego poety bazowała. I bazuje nadal, choć z niewiadomych przyczyn część trzecia nie ukazała się w Polsce. Założę się, iż czekają, aż skończę szkołę i postanowię zostać tłumaczem… Nie, tak naprawdę nie zamierzam zostać tłumaczem, więc fajnie by było, gdyby ta książka wyszła.
Niemniej jednak inspiracją był sam Poe, a właściwie jeden z jego poematów o tytule, założę się, że w życiu nie zgadniecie – „Kruk”. No i chyba spodobał nam się gotycki klimat. Przez niego, przez książkę… (nie, nie jesteśmy Gotkami paradującymi w glanach i malującymi oczy czarną kredką!)


Nie zamierzam pisać tu całej rozprawy na temat tego, jak genialne utwory, nie tylko poematy, wyszły spod ręki Poego (swoją drogą, czy to nie zabawne, że nazywa się Poe i pisał POEmaty?). Tym bardziej nie będę się roztkliwiać nad jego śmiercią czy jej okolicznościami, o których gdzieś na tym blogu była już mowa. Chciałam jedynie odpowiedzieć na pojawiające się w waszych głowach pytanie – „Skąd. Ten. Kruk?”
(a teraz, żeby ukryć fakt, iż nie umiem zakończyć tego akapitu, wrzucę wam fragment „Kruka” w oryginale licząc, że odciągnie to waszą uwagę od braku zakończenia)

                                                                         Then this ebony bird beguiling my sad fancy into smiling,
 By the grave and stern decorum of the countenance it wore,
                    “Though thy crest be shorn and shaven, thou,” I said, “art sure no craven,
            Ghastly grim and ancient Raven wandering from the Nightly shore—
     Tell me what thy lordly name is on the Night’s Plutonian shore!”
            Quoth the Raven “Nevermore.”

Tak przy okazji, chciałam tylko zaznaczyć, iż w tym fragmencie jak i w większości utworu kruk mówi!

TO NIE JEST…
…amatorski, pospolity, monotematyczny, nieprzemyślany, cukierkowy blog. Znacie to skądś? Bez względu na wszystko musicie nam jednak uwierzyć, iż naprawdę tak jest. Nie jesteśmy blogiem. Jesteśmy (nie)blogiem. Wiem, wiem, wiem. Brzmi głupio, idiotycznie, niezrozumiale i bez sensu, ale po raz drugi w ciągu ostatnich kilku sekund musicie wykazać się wiarą i po prostu mi zaufać! A jeśli po przeczytaniu dalszej części wciąż będziecie mieć wątpliwości, zgłoście się do pana z pierwszego zdjęcia, na pewno was wysłucha!
W telegraficznym skrócie:
Nie będę mówić kim był i co robił René Magritte, powiem tylko że stworzył coś, co nas zainspirowało zapewne w sposób nie mniejszy niż zainspirowało Johna Greena, kiedy pisał Gwiazd Naszych Wina. Jeśli wiecie o czym mówię, przybijmy wirtualną piątkę.
to nie jest fajka


Kilka faktów o Rene:
- Ma całkiem fajny kapelusz
- Wygląda dość pociesznie
- Stworzył to, co widzicie powyżej. Plus coś z ludźmi w kapeluszach spadającymi z nieba.
Więcej o nim nie wiem, ale używanie Google nie boli ---> Tadaam!

PRZYPISY
(nie)Blog tworzą dwie osoby (nie, to nie jest rozdwojenie jaźni, jeśli wcześniej właśnie to mieliście na myśli). Dla ścisłości jesteśmy przedstawicielkami płci żeńskiej o, można by powiedzieć, dość specyficznym spojrzeniu na świat. Chociaż może nie jest takie specyficzne, sama nie wiem, ciężko powiedzieć. W każdym razie, po co mówić więcej? Spojlery tylko psują zabawę!
Aha, mamy też imiona. Ewelina i Iga, jakby ktoś pytał!