niedziela, 23 lutego 2014

To wcale nie jest 'Wreck This Journal'

Widzicie do czego zmusza człowieka brak Internetu? Do pisania notek na bloga. Siedzenie w ciemności, gdzie jedynym źródłem światła jest ekran laptopa, wpatrując się błagalnie w stronę, która przecież i tak się nie otworzy, z chęcią wywalenia komputera przez okno nie jest przyjemna. Tak właśnie czułam się gdy to pisałam, Bóg (jeśli w ogóle istnieje) wie kiedy, bo przecież to nie ode mnie zależy, kiedy zostanie ten post opublikowany. Tak. Jeśli zastanawialiście się kiedyś, jak zachowuje fangirl kiedy nie ma Internetu, to wystarczy spojrzeć na mnie. Prawie jak alkoholik albo narkoman na odwyku! A ten dzień zapowiadał się tak przyjemnie… Cieszę się, że mój syndrom fan girl kazał mi obejrzeć dwa pierwsze odcinki 4 sezonu rano, bo gdybym miała czekać na dowiedzenie się, co się stało z Deanem, *spojler alert* a właściwie jakim cudem wyrwał się z piekła i na pojawienie się Castiela, to chyba skoczyłabym z okna. Choć nie mówię, że teraz czuję się niewiadomo jak świetnie. Normalnie pewnie byłabym przy 5 odcinku i miałabym szeroki uśmiech na twarzy. A tak mam ochotę zamordować wszystko co się rusza, wywalić laptopa wraz z routerem za okno i sama skoczyć za nimi. Ale dobra, nie przedłużając, przejdźmy do sedna sprawy. A właściwie notki. Whatever.


Z braku pomysłów, faktu, że ostatnio stałam się posiadaczką pewnej rzeczy, która w pewien sposób łączy się z tym, o czym jest nasz blog i o której zamierzam wam napisać, a także, jak już mówiłam, braku Internetu umożliwiającego mi oglądanie serialu, postanowiłam zabrać się za bardzo spontaniczne tworzenie notki. (Wow wow, cóż za długie i obszerne zdanie) Obrałam sobie za cel przedstawienie wam pewnej ciekawej, nieco niekonwencjonalnej i jak najbardziej niezwykłej *awesome* książki. Otóż, Ladies and Gentelmens, Panie i Panowie *werble please* mam zaszczyt przedstawić wam książkę Kerri Smith ‘Wreck This Journal’ (dalej wymienianej jako WTJ). Jej tytuł w dosłownym tłumaczeniu oznacza ‘Zniszcz ten dziennik’, ale jak wiemy polskie tłumaczenia zazwyczaj są do d…. niczego, dlatego trzymajmy się tytułu oryginalnego, a właściwie jego skrótu.
Jest to książka o tyle niezwykła, bo nie jest… zwykła. Nie jest to książka zapełniona linijkami słów, posiadająca z 300 stron, którą możemy przeczytać w jeden dzień, jeśli mamy wystarczająco dużo czasu, a sama książka jest wciągająca. Właściwie mówiąc o WTJ, powinnam mówić ‘dziennik’, ale mniejsza z tym.
Zajmijmy się jednak krótkim streszczeniem, o czym owa ‘rzecz’ jest i do czego nam służy. Otóż stworzona ona została aby pobudzić naszą wyobraźnię, oderwać nas od szarej, nudnej i ponurej codzienności i pozwolić na chwilę wytchnienia, puszczając wodze wyobraźni i wszelkie zasady, którymi dotychczas się kierowaliśmy, biorąc do ręki coś z papieru! Składa się ona ze stron, na których przedstawione są różne zadania. My oczywiście mamy je wykonać, a głównym ‘składnikiem’ ma być ów właśnie dziennik. Nie będę zdradzać, jakie są to zadania, bo przecież nie o to tu chodzi. Powiem tylko tyle, że niektóre z nich są naprawdę ekstremalne, ale przecież taka była koncepcja – aby łamać bariery, poczuć się jak dziecko. WTJ mam dopiero od kilku dni i szczerze powiedziawszy, muszę się naprawdę powstrzymywać, aby nie skończyć całego w jeden dzień. Chociaż… nie jest to aż tak trudne, biorąc pod uwagę, że odzyskałam Internet. Jest to wspaniałe uczucie tworzyć i dodawać coś od siebie, kreować go na swój własny sposób. Skończony na pewno potrafi powiedzieć wiele o jej właścicielu. Nie istnieje tu pojęcie brzydoty, piękna czy kiczu. Nie można określić, że ‘twój wygląda wspaniale, cudownie, jest taki świetna, a mój jest okropny i brzydki’. Każdy jest inny, osobisty i wyjątkowy.
Kiedy pierwszy raz o nim usłyszałam, wiedziałam, że muszę go mieć. Prędzej czy później musiał trafić w moje ręce, była to tylko kwestia czasu i osobistych funduszy. Ostatecznie przekonała mnie do zakupu koleżanka, która przyniosła pokazać mi swój WTJ, nie do końca jeszcze skończony.
Macie kilka zdjęć, jeszcze praktycznie czyściutkiego i pachnącego nowością (ale już nie na długo muahahaha *zaciera rączki*) WTJ. Może w przyszłości, jeśli będę pamiętać, pokażę, jak wygląda już wypełniony przeze mnie!

Miłego dnia! J


A tu już jedna z wypełnionych przeze mnie stron :) 

1 komentarz: