sobota, 4 stycznia 2014

To nie są wcale kaboszony. Ani fanowska plątanina słów.

OMG he is back! O kim mowa? O Sherlocku, of course... Tak tak tak, to nie jest odpowiedni moment na to, abym pisała tego posta, ponieważ po premierze 3 sezonu i dzień przed kolejnym odcinkiem jedyne, o czym mam ochotę pisać, to Sherlock. W ramach małego wprowadzenia, jestem wielką fanką serialu brytyjskiej telewizji BBC o niezbyt oryginalnej, mogłoby się wydawać, ale i tak cudownej nazwie Sherlock. Żeby nie było - książki Arthura Conan Doyle'a też uwielbiam. Tak czy owak... jak zwykle nie w temacie, ale musicie mi wybaczyć - mój mózg nie potrafi skupić się na niczym innym, co nie wygląda jak Benedict Cumberbatch i nie mierzwi swoich włosów w ten cudowny, wyjątkowy, boski sposób...
Skoro Iga może nawijać o Sherlocku, to ja mogę o Mentaliście? Mogę? Tak. Ewelina! Nie zapominaj, dzięki komu zaczęłaś to oglądać! Jutro, po gigantycznej, bezsensownej i powodującej depresję przerwie, nowy odcinek i, o Boże, przysięgam, że jeśli szanowny pan Bruno Heller (scenarzysta wspomnianego serialu) się nie ogarnie, pakuję walizki i jadę do niego na herbatkę, z której nie wyjdzie żywy.Ej ej ej zabierz mnie!! *macha łapkami i podskakuje* Dobra! Ale Ty niesiesz siekierę.
(kocham ich nawiasem mówiąc - Blues Brothers)


Dobra, czas się ogarnąć. Tą notkę, jakże wyjątkowo, piszemy wspólnie. A właściwie pisze ją Iga, bo Ewelina lata po swoim pokoju z aparatem robiąc zdjęcia temu, co chcemy wam dzisiaj pokazać... ale o tym potem. Święta się skończyły, o sylwestrze już nawet nie wspominam i zaraz czas ruszyć się do szkoły. No... w sumie Ewelina już w szkole była... (znęcasz się nade mną, prawda?) Nie ważne. Ważne jest to, że w sumie mi się nie chce. A komu się chce? Dobra, koniec narzekania, bo wyjdzie, że jestem straszną pesymistką.
Zamiast gadać bez sensu, przejdźmy do sedna... Dzisiaj mamy wam do pokazania coś, nad czym tak na prawdę pracujemy już od roku, kiedy ten blog wydawał nam się wielkim niewypałem, a nasz entuzjazm wygasł równie szybko jak zapałka na wietrze... a później odrodził się niczym feniks z popiołu! Otóż są to kaboszonowe wisiorki z... tym, co zobaczycie na zdjęciach. Wybaczcie moją tajemniczość, ale chciałabym Was zmotywować do zjechania w dół tej notki i chociażby rzucenia okiem na naszą twórczość.
kaboszony, wisiorki, DIY

kaboszony, wisiorki, DIY

Piszcie co o tym sądzicie, ciągle zastanawiamy się nad wprowadzeniem tego typu wisiorków do sprzedaży, jeśliby komuś przypadły do gustu. Gdybyście byli zainteresowani, możecie pisać do nas na maile, które znajdziecie w zakładce Kontakt. Na razie mamy dwa takie egzemplarze, bo materiałów niewiele, a pomysłów masa. Nasze kieszonkowe niestety nie jest olbrzymie i nie pokrywa kosztów naszego hobby.. Cóż.
Cześć i czołem.
I pa.

3 komentarze:

  1. Jeju śliczny wisiorek, zwłaszcza w takim stylu. Hm, może nawet przyczynię się do zakupu... :D Chyba ze już ktoś mnie wyprzedził?

    OdpowiedzUsuń
  2. Niee, jesteś pierwsza :D Poza tym mamy dwie sztuki, a gdyby było więcej chętnych, "naprodukowałybyśmy" ich więcej :) Gdybyś się zdecydował/a, to myślę, że mogłybyśmy umówić się na aukcję na allegro, żeby wszystko było tak jak trzeba ;) Jeszcze nie mamy tego dokładnie opracowanego, ponieważ jesteś pierwszą zainteresowaną (jest mi z tego powodu bardzo miło!). W razie czego możesz pisać na maile które są w zakładce Kontakt, albo też na nasz wspólny numer GG: 49607689. Możemy nawet pogadać przez skype :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No dobra, wisiorki właśnie doszły. Jeśli chodzi o kontakt ze sprzedawcą, wysyłkę i sam towar - jestem bardzo zadowolona :)
    niesamowicie oryginalne, polecam <3

    OdpowiedzUsuń