niedziela, 7 września 2014

To nie są narkotyki

...tylko barwniki 
Dawno, dawno temu... czyli jakoś w latach 60-tych, znalazło się kilku ludzi z wielkimi, pozytywnymi myślami (i środkami halucynogennymi w kieszeniach, być może), sugerującymi, że świat jest definitywnie zbyt szary i należy go przefarbować. Ponieważ zabrakło farby, żeby zamalować wszystko, jedni wzięli w objęcia gitary, a drudzy: koszulki. I tak właśnie powstało Tie-Dye.
Słowem wyjaśnienia, gdyby nie każdemu znany był ten termin - Tie-Dye jest to sposób farbowania koszulek... ale nie tylko, jak przekonacie się później. Technika ta jest kojarzona i w sumie łączy się z ruchem hipisowskim, a jedną z osób, która bardzo mocno przyczyniła się do jej rozpowszechnienia jest Janis Joplin! nie uważacie, że takich rzeczy mogliby uczyć nas w szkołach? 
No, ale koniec z teorią! Przejdźmy do tego, co tygryski lubią najbardziej! 
Ze względu na to, iż koszulki robione metodą tie-dye są ciężko dostępne w Polsce (no i robienie ich samemu jest o wiele większą zabawą!) postanowiłyśmy przygotować dla was mały tutorial!

Jeśli macie już przygotowane "składniki", przejdźmy do farbowania!
Pierwszą rzeczą, którą należy wykonać, jest zamoczenie naszej koszulki w gorącej wodzie z sodą oczyszczoną, aby kolor lepiej się trzymał (podobno). 
Ta dam!
Ja zrobiłam to w najzwyklejszej misce. Wody wlałam niewiele, około pół litra, rozpuszczając w niej łyżkę sody. Pamiętajcie tylko, że woda jest gorąca! Róbcie to w rękawiczkach, a najlepiej przemieszajcie łyżką...
Kolejną czynnością, jedną z ważniejszych, jest zwinięcie waszej koszulki!

W tym celu rozkładamy mokrą koszulkę na płaskiej powierzchni, na przykład na stole. Na środku materiału chwytamy jego kawałek w dwa palce i zakręcamy dookoła własnej osi. Powtarzamy tą czynność tak długo, aż cała koszulka zostanie zwinięta i otrzymamy...
... właśnie coś takiego
Kiedy mamy już nasze "zawiniątko, wystarczy związać je gumkami recepturkami, aby nie rozpadło się podczas farbowania. Efekt ma wyglądać mniej więcej tak:
Przejdźmy teraz do najważniejszej i najfajniejszej części! Farbowanie!
Instrukcję przygotowania barwników macie na ich opakowaniach, więc nie będę się nad tym rozdrabniać. Ja używałam do tego plastikowych pudełeczek po margarynie, ale teoretycznie możecie wykorzystać cokolwiek. Uważajcie tylko, aby nie pofarbować czegoś, w czym przechowujcie/gotujecie jedzenie. Dodatkowo do gorącej wody z barwnikiem wsypałam łyżkę soli, podobno to także utrwala kolor.
Ta czynność zależy tylko i wyłącznie od waszego pomysłu i chęci! Możecie użyć jakich chcecie kolorów, łączyć je ze sobą i farbować w tych miejscach, w których chcecie! Największą przyjemnością jest to, iż każda koszulka wychodzi inna i nigdy nie wiecie, jak będzie wyglądała wasza! Ja farbując za drugim razem dodatkowo używałam łyżki, aby wlać trochę barwnika pomiędzy zwinięcia i wyeliminować jak najwięcej białych przestrzeni.
Kiedy nasza koszulka w całości pokryta jest farbą wkładamy ją do foliowego woreczka strunowego i odkładamy na około 24 godziny. Wiem, że to długo i prawdopodobnie będzie was zżerać ciekawość. Nie musicie tego robić, jednak po tym czasie kolory zostaną mocno utrwalone, a prawdopodobieństwo sprania się będzie o wiele mniejsze. 
Po 24 godzinach wyciągamy naszą koszulkę i ciągle zwiniętą spłukujemy zimną wodą...
... tak długo, aż spływająca woda nie będzie przezroczysta. 
I wreszcie, doszliśmy do momentu, w którym możemy zaspokoić własne żądze i odkryć wzór naszych koszulek!
Rozwijamy je i, oczywiście, wieszamy do wyschnięcia, jednocześnie ciesząc się wspaniałym efektem!
Moje wyglądają właśnie tak! Jak wspominałam, w drugim przypadku wlałam barwnik również między zwinięcia materiału, uzyskując w ten sposób więcej koloru! :)

Ażeby się nie ograniczać wyłącznie do koszulek, zgodnie z powyższymi zasadami (choć może ciut bardziej chaotycznie...) upaćkałam białe, bawełniane torby. W żadnym z zakamarków internetowej toni nie znalazłyśmy czegoś takiego, toteż mam nadzieję, że spodoba Wam się taki pomysł.

Z OSTATNIEJ CHWILI
*głos prezentera wiadomości* Korporacja "To Nie Jest Korporacja (w skrócie TNJK) rozwija się w coraz szybszym tempie! Dnia 6 września 2014 roku powstał sklep, który możecie znaleźć tutaj (tak, macie tu kliknąć). Właścicielkom gratulujemy i życzymy szybkiego rozwoju firmy!
Doszły nas także słuchy, iż torby wykonane metodą tie-dye dostępne będą w sprzedaży na portalu allegro! Więcej informacji tutaj i tutaj.
And last but not least, nasz korespondent w Nibylandii poinformował nas telepatycznie, iż znaleziono kolejne ciało martwego jednorożca ze spuszczoną krwią. Podejrzewamy, iż za stoi za tym Voldemort przy współpracy z Kapitanem Hakiem, jednak nie możemy tego jeszcze potwierdzić. Aby dowiedzieć się więcej śledźcie naszego bloga i oglądajcie wiadomości na kanale 'To nie jest nieistniejący kanał', w telewizji satelitarnej pod numerem 666! 
Życzę państwu miłego wieczoru i pozdrawiam,
z naszego wędrownego studia w Impali,
Klon Kociego Zabójcy!

7 komentarzy:

  1. Ta, barwniki i myślicie, ze ktoś wam uwierzy... :) A tak na serio, to u nas w gimnazjum był szał na tie-dye i mój był całkiem fajny, dopóki się nie sprał i nie zrobiła się z niego kupa :/ Ale dzięki wam już wiem co z tym zrobić. I kurda chata owinięta w dym, znowu się biorą za jednorożce? Ktoś musi z tym w końcu zrobić porządek! Ale absolutnie nie wierzę w winę Kapitana Haka, te oskarżenia są bezpodstawne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A prałaś ręcznie czy w pralce? Oo właśnie, zapomniałam o tym wspomnieć... Mniejsza z tym, w każdym bądź razie sposób z sodą nie jest pewny, choć prałam tą pierwszą i jeszcze się trzyma...
      I też nie wierzę w Kapitana, ale ostatnio wydawał się lekko podejrzany...

      Usuń
    2. W pralce (mój błąd, wrzuciłam do kosza do prania, a mamusia wyprała ze swoim ulubionym swetrem), ale później miałam drugą, którą prałam już ręcznie, ale też się strasznie spierała :( Lekko podejrzany? To na pewno pomówienia. Voldemort szaleje, a oni zamiast coś z tym zrobić i znaleźć prawdziwych winowajców oskarżają Haka! Jakby już nie miał dość problemów przez Piotrusia Pana...

      Usuń
  2. Nie wierzę w to, co widzę o.O To jest świetne!!! Kiedyś coś tam o tym słyszałam, bo w gimnazjum nauczycielka mówiła nam, ze kiedyś dziewczęta tak farbowały sobie spodnie (pewnie za czasów PRL-u, gdy wszystko było jednakowe). A w ogóle te takie zawijasy co powstały na koszulce kojarzą mi się z lekcjami geografii i skamieniałościami :D
    No pewnie, że to wina Voldemorta, przecież ten gość nie ma nosa :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany, dopiero znalazłam waszego bloga i muszę powiedzieć, że jesteście bardzo kreatywne i naprawdę sympatycznie opisujecie te wszystkie rzeczy, które tworzycie. Pomysł na post o tych ślicznych koszulkach [i torbach] jest naprawdę świetny. Gratulacje. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, takie spacery naprawdę pomagają. Ja bardzo lubię mieć kontakt z naturą, pooddychać świeżym powietrzem.
    Otóż to, też czekam na ten moment :) Ja lubię i jesień i zimę, a kolorowe liście to już w ogóle magia :) Pamiętam z lat podstawówki, że gdy wracałam do domu to moja ulica zawsze była zasypana liśćmi topoli, które tworzyły dywan. Lubiłam szurać nogami w tych liściach, bo wtedy do mych uszu dochodził ten cudowny dźwięk, jakby do ciebie szeptały :) W takich chwilach nigdy mi się nie spieszyło, powrót zamiast 10-15 minut zajmował mi nawet pół godziny :)

    OdpowiedzUsuń